Strona:PL Francis Bret Harte Nowelle.pdf/91

Ta strona została przepisana.

obłoki dymu, w gwarze kłótni i przekleństw, dziewczę, trzymając się ręki nauczyciela, szukało czegoś, obojętne na wszystko, co nie było przedmiotem jéj poszukiwań. Niektórzy z biesiadujących w gospodach, winiarniach i szynkach, poznawszy Mliss, wołali na nią, aby śpiewała i tańczyła i poiliby ją gwałtem wódką, gdyby nie opór stawiany przez nauczyciela. Inni ustępowali im z drogi. Szli tak razem więcéj niż przez godzinę w milczeniu i daremném poszukiwaniu i teraz dopiéro dziewczę zauważyło zcicha, że po drugiéj stronie strumienia, u wejścia do sztolni, jest pewna lepianka, w któréj go znaléźć jeszcze mogą.
Droga ciężka była i stroma, noc ciemna. Po uciążliwém półgodzinném poszukiwaniu nic nie znaleźli.. Wracali zapatrzeni w odległe i mętne światła, błyszczące po drugiéj stronie w osadzie, wtém, nagle, ostro, w nocnéj ciszy, rozległ się szybki strzał... Porwany echem rozbiegł się po górach... Psy zaczęły wyć i ujadać, a po chwili mętne światła osady zawirowały, posunęły naprzód. Poniżéj strumień zaszemrał głośniéj, wpadły weń i plusnęły oberwane z gór skłonu kamienie, wiatr zawył w wysokich jodłach... poczém nastała ciężka, dusząca cisza... Nauczyciel zwrócił się do dziewczęcia z mimowolnym ruchem, jak gdyby ją chciał ochronić przed nadbiegającém, tajemniczém, a nieuniknioném niebezpieczeństwem, lecz Mliss nie było już przy nim. Niesiony niepokojem, zbiegł nad strumień, i przeskakując z kamienia na kamień, znalazł się u stóp góry. Zdziwienie i przestrach zaparły mu oddech w piersi. W zagłębieniu ciemnego szybu, znikała, na skrzydłach niby niesiona postać drobnéj jego towarzyszki.
Pobiegł za nią, kierując się światłem, które napełniło szyb wkrótce. Po chwili znalazł się śród garstki smutnych i przerażonych ludzi. Zpośród nich wyłoniła się jego uczennica i ująwszy go w milczeniu za rękę wiodła w najgłębszą pieczarę. Bladą była, ale spokojną, jak ci, których spotyka rzecz straszna, lecz dawno, dawno przewidziana... Wydrążenie w skale zawalone było belkami. Dziewczę wskazało na coś, co się zdawało kupą starych rupieci. Nauczyciel pochylił się. Na owo cóś skierowano światło latarni... Sztywny, z pistoletem w ręku i kulą w piersi, stary Smith leżał, u wnijścia do wypróżnionéj swéj złotéj żyły.

2.

Wygłoszony, a Mliss mający na celu ustęp kazania wielebnego MacSnagley, „o nieprzewidzianych wyrokach Opatrzności“, znalazł dosadne wyjaśnienie w kopalniach. Przypuszczano tam, że dziewczęciu uśmiechała się fortuna. To téż, gdy na cmentarzu przybyła