Nurcie przeyrzysty co się scigasz w biegu,
Co głasczesz trawkę przy wesołym brzegu,
Iak przypominasz życia mego chwile,
I te z początku płynęły tak mile —
Lube wspomnienie młodociane lata! 5
Smutek was stroni, a roskosz przeplata,
W was człowiek widzi sczęścia promyk mały,
Jakżeście szybko dla mnie uleciały!
Gdym mógł pracować dawnieyszemi laty,
Niebyło w wiosce lepszéy od méy chaty. 10
Moią to ręką okrzesane dęby,
Nader obszerne składały iéy zręby;
Krokwie, sążnista przykrywała trzcina,
Co gdy lud [!] sciśnie w ieziorach się ścina,
Pod nią nieszkodne były mi uléwy 15
Wicher ią nawet nieprzebił burzliwy;
W kwiecistych łąkach wypasione krowy,
Pokarm dawały obfity i zdrowy;
W iesieni, drzewa giął owoc doyrzały,
Co do nowego wystarczał rok cały; 20
Dobrą małżonkę, ulubione dziatki,
Spokóy, przyiemność, i życia dostatki,
Wszystko to miałem — czegoż więcéy trzeba?
Mieć ie do smierci — to zbroniły Nieba![1]
Tak iak w téy chwili w późnéy siwiźnie, 25
Wętkem nierzucał na cichéy głębiźnie,
I tenże spławik, który fala chwieie
Niezwodził mego pokarmu nadzieię. —
- ↑ Ww. 13—24 przekreślone, jak się zdaje, w rkp. (zygzaki ołówkiem).