Strona:PL Fredro Aleksander - Nieznany zbiór poezyj.djvu/077

Ta strona została uwierzytelniona.

Biegnę... iuż mały kawałek mam drogi,
Iuż czuiny Biłek przestąpiwszy progi
Sczeka przy lasie, lecz w krótce poznaie,        65
Tego co żywność, co przytułek daie,
Łasi się, skacze i ogona biciem,
Radość wskazuie nad Pana przybyciem —
Wchodzę do chatki... wszyscy razem wstaią...
Ci się pną do ust... tamci dłoń sciskaią...        70
Ach precz marzenia! Ia iuż niémam dzieci! —
Nie im wiatr szumi, nie im słońce świeci
Padły zawcześnie dziatki ulubione,
Padły zawczesnie snem wiecznym uśpione;
Tak to podobnie na pięknéy iabłoni,        75
Kwiat, którym wiosna konary zasłoni,
Gdy wicher zwarzy, i zerwie z gałąski,
Pada owocu nie dawszy zawiązki —
Zniknęłaś żono! zniknełyście dzieci,
Bez was mi ciężko ósmy krzyżyk leci. —        80
Wracam wieczorem do cichego domu,
Niéma iak dawniéy przywitać mnie komu,
W oknie nieświecą, nikt na mnie nieczeka,
Wiatr tylko gwizdże i daléy ucieka —
W tych samych miescach widzę iescze sprzęty,        85
Któremi z dziatek ktoś bywał zaięty;
Kądziel popsuta kurzawą przypadła,
Z niéy prządła Matka gdy w kątku zasiadła,
I owa ławka i ten stół tak duży,
Na coż w téy chwili mnie iednemu służy?!        90
Dawniéy gdy przyszła obiadu godzina,
Liczna go w koło obsiadła rodzina! —
Gdzie tylko w chatce zastanowię oczy,
Wszędzie mi przeszłość przed myślą się toczy;
Stara kolebka co się w kącie wala,        95
O iakież czucie w méy duszy zapala! —