Niegdyś nadobna Dziecina Wenery,
Kupido, gaie opuścił Cytery,
I w nadwislańskiey wstrzymał się krainie,
Gdzie mu z radością wzniesiono Swiątynię. —
Z zakrytym wzrokiem ten dzieciak złosliwy, 5
Smieiąc się skrycie z rozdawanéy męki,
Slepo naciągał sprężystéy cięciwy,
Grot rzucał, ranił i odbiérał dzięki. —
Powaby, smiechy igraiąc w około
Mirtu rusczkami [!] barwiły mu czoło; 10
Daléy ozdoby iego wdzięcznéy chwały,
Piękność, Niewinność wstydliwa,
Roskosz i Żądza pieścliwa
Pierwsze miesca zasiadały. —
W miłém zaciszu, miała troynóg złoty 15
I Melankoliia łagodna,
Nie ten płod smutny sumienia zgryzoty,
Ale ta czułość cicha i pogodna,
Która pierwsza dane rany
Przez dobroczynny nań balsam wylany, 20
Przeczyscza z czarnéy rozpaczy nasienia,
I ból miłości w przyiemny zamienia. —
Niedługo Ludzie tak Kupida czcili,
Chytrości iego wkrótce złorzeczyli,
I wznieśli prośbę do Niebianów Pana, 25
O uwolnienie od Dziecka tyrana;
Wszechwładny Jowisz, na Marsa błaganie,
- ↑ Drukowane bezimiennie w «Pamiętniku Lwowskim» 1816, t. II, str. 71 p. t. «Kupido bankierem». Pierwsze 8 wierszy ogłosił H. Biegeleisen w „Bibljotece Warszawskiej“, 1892, II; str. 243.