Amalia. Jakże zazdroszczę, hrabio, twojej Amalii!
Karol. Ach! to nieszczęśliwa dziewczyna! Pała miłością dla straconego, i nigdy — wiecznie zostanie bez nagrody.
Amalia. Nie, w niebie jej nagroda. Czyż nie mówią, że jest świat lepszy, gdzie zasmuceni pocieszą się, poznają się kochający?
Karol. Tak, świat, gdzie zasłony opadną i miłość straszliwie znowu się spotka! Wieczność mu na imię — Moja Amalia nieszczęśliwa dziewczyna!
Amalia. Nieszczęśliwa, a ty kochasz?
Karol. Nieszczęśliwa, bo mię kocha! Cóż, gdybym ja był zabójcą? Cóż gdyby twój kochanek, pani, pocałunki twoje morderstwami liczył? Biada mojej Amalii! nieszczęśliwa to dziewczyna.
Amalia radośnie. Jakże szczęśliwa ze mnie dziewczyna, mój jedyny Bóstwa jest odblaskiem, a Bóstwo czcią i miłosierdziem! Na muchę cierpiącą nie mógł on pozierać. Jego dusza tak była od krwawej myśli daleko, jak daleko południe leży od północy. Karol odwraca się i poziera na okolicę, Amalia śpiewa przy lutni.
Hektor! chcesz uciec z mego objęcia,
Gdzie Eacydy mordercze cięcia
Ślą Patroklowi krwawe ofiary?
Któż potem, powiedz, dziecku pokaże,
Jak dzidy ciskać, jak czcić ołtarze,
Gdy cie Orkusa połkną pieczary?