prawości! Uzyż ból ciała, nadużycia skutek nieochybny, nie jest skazówką woli Najwyższego? Maż człowiek w okrutnej swej czułości tę skazówkę odwracać? Maż ojciec zastaw sobie powierzony na wieki zniszczyć? Rozważ dobrze, ojcze! Gdybyś go czas jakiś własnej nędzy zostawił: alboby musiał nawrócić się i poprawić, albo i w wielkiej szkole niedostatku zostać zbrodniarzem — a wtenczas biada ojcu, co zrządzenia wyższej mądrości pieszczotami chce niszczyć. Jakże, ojcze?
Moor. Napiszę mu, że ojcowską rękę odciągam od niego.
Franciszek. Mądrze i sprawiedliwie!
Moor. Żeby mi się nigdy na oczy nie pokazał.
Franciszek. To skutek prawie zbawienny.
Moor z czułością. Aż póki się nie zmieni.
Franciszek. Dobrze, dobrze. Ale gdyby przyszedł z maską pochlebcy, litość wypłakał, wyłudził przebaczenie, a nazajutrz odszedł i z twojej czułości urągał w rozpustnic objęciach? Nie, ojcze! sam on powróci, gdy w sumieniu swojem uzna się czystym.
Moor. Zaraz mu o tem napiszę.
Franciszek. Wstrzymaj się! Jeszcze słowo, mój ojcze! Twój gniew mógłby pióru za ostre słowa dyktować i serce jego rozedrzeć. — A potem myślałby, żeś mu przebaczył, własnoręczne pismo
Strona:PL Friedrich Schiller - Zbójcy.djvu/14
Ta strona została przepisana.