Strona:PL Friedrich Schiller - Zbójcy.djvu/19

Ta strona została przepisana.

Dalej, raźnie do dzieła! Wyrwę brudne zielska co moje granice ścieśniają i panem nie dają mi zostać. Muszę być panem, żebym tam gwałtu użył. gdzie mi uprzejmości nie staje. Odchodzi.

SCENA II.
Karczma na granicach Saksonii.
Karol Moor, zajęty czytaniem. Szpigelberg ze szklanką przy stole.

Karol kładąc książkę. Gdy o wielkich ludziach czytam w Plutarchu swoim, obrzydliwość mnie bierze na ten wiek ślimaczy.
Szpigelberg stawia szklankę przed Karolem i sam pije. Czytaj Jozefusa.
Karol. Jasny ogień Prometeja strawił się zupełnie, za to szukają płomieni z mączki widałkowej, bengalskich ogni, przy których fajki tytoniu zapalić nie można. Drapią się jak myszy po maczudze Herkulesa. Francuski ksiądz naucza, że Aleksander był tchórzem; profesor suchotnik za każdem słowem przytyka do nosa flaszeczkę salmiaku i czyta rozprawę o sile — piecuchy w niemoc wpadają, gdy im się chłopca zrobić udało, a rozbierają krytycznie taktykę Hanibala! Smarkacze łowią na wędkę frazesa z bitwy pod Kanami i beczą nad zwycięstwami Scypiona, które objaśniać mają.
Szpigelberg. To prawdziwie aleksandryjskiej miary elegie.