tylko lekkim byłaby skokiem, jak się z jednej myśli do drugiej, piękniejszej przeskakuje — ten wzrok ułatwiłby ci przejście poza grób. Ten wzrok poza gwiazdy uniósłby ciebie!
Moor. Ciężko, smutnie! Umieram, a Karola tu niema. Do grobu mię zaniosą, a on płakać nie będzie na grobie moim. Jak to słodko, gdy modlitwa syna do snu cię śmierci kołysze — to śpiew nad kolebką!
Amalia. Prawda! słodko, niebiańsko, gdy do snu śmierci śpiew cię kochanka kołysze. — Wtenczas i w grobie sen się przedłuża, sen długi, wieczny, nieskończony sen o Karolu — aż póki zmartwychwstania dzwonem nie zadzwonią — a odtąd zrywając się radośnie w jego objęciach na wieki! Chwila milczenia — idzie do fortepianu i przegrywa śpiewając.
„Hektor! chcesz uciec z mego objęcia,
Gdzie Eacydy mordecze częcia
Ślą Patroklowi krwawe ofiary?
Któż potem, powiedz, dziecku pokaże,
Jak dzidy ciskać, jak czcić ołtarze,
Gdy cię Orkusa połkną pieczary?“
Moor. Piękna pieśń, moja córko! Musisz mi ją przed śmiercią moją jeszcze powtórzyć.
Amalia. To pożegnanie Andromachy i Hektora. Karol i ja często tę pieśń razem śpiewaliśmy przy lutni. Gra.