świecie za nadto byli szczęśliwi. Tam wysoko nad słońcami obaczymy go znowu.
Moor. Obaczymy go znowu, znowu. O, przez moją duszę miecz przejdzie, choćbym święty znalazł go pomiędzy świętymi! W pośrodku nieba, strachy mię piekła zatraszą! W oblicze patrząc Nieskończonego, zdruzgoce mię przypomnienie, żem syna zamordował.
Amalia. O, on to bolesne wspomnienie uśmiechem swym spłoszy. Rozwesel twarz, ojcze kochany! Ja cała jestem w weselu. On już niebieskim słuchaczom na arfie serafów wyśpiewał imię Amalii a słuchacze niebiescy cichym głosem imię Amalii wymówili za nim. Amalia była jego ostatniem westchnieniem, Amalia będzie pierwszym okrzykiem jego wesela.
Moor. Rajska pociecha z ust twoich wypływa! Uśmiechnie się do mnie, powiadasz? przebaczy? O ty przy mnie zostać musisz, kochanko mojego Karola, gdy ja umierać będę.
Amalia. Umrzeć, to w jego przelecieć objęcia! O ty szczęśliwy, zazdrości godny! Czemu te kości nie wyschłe, czemu te włosy nie siwe? Biada siłom młodego wieku! O przyjdź, wątła starości, co bliżej nieba stoisz i Karola! Franciszek wchodzi.
Moor. Przystąp, synu! Przebacz, żem był przed chwilą tak surowy dla ciebie! I ja przebaczam ci wszystko. Takbym pragnął gorąco w pokoju ducha wyzionąć!
Strona:PL Friedrich Schiller - Zbójcy.djvu/65
Ta strona została przepisana.