Strona:PL Friedrich Schiller - Zbójcy.djvu/84

Ta strona została przepisana.

sprzątnąć mieli — do stu katów! — toż nas sumienie ma boleć, żeśmy za życie naszego towarzysza miasto z ziemią zrównali? I w dodatku jeszcze nasze chłopaki cokolwieczek zrabowali. Hej! powiedzno mi, coś tam wyciągnął.
Jeden z rozbójników. W czasie zamieszania wkradłem się do kościoła świętego Szczepana i poobrzynałem galony z ołtarza. Pan Bóg, mówiłem sobie, to bogacz nielada i potrafi z trzygroszowego postronka złote nitki powysnuwać.
Szwajcer. Dobrześ zrobił! Poco kościołowi takiego szmatałajstwa? Znoszą Stwórcy, który drwi sobie z tych kramów tandetnych, a dzieciom jego każą z głodu umierać. A ty, Szpangler, gdzieżeś gniazdo splądrował?
Drugi z rozbójników. Ja i Bigel zrabowaliśmy sklep jeden i mamy sukna dla naszych pięćdziesięciu.
Trzeci. Ja dwa złote zegarki schwytałem i tuzin srebnych łyżek w dodatku.
Szwajcer. Dobrze, dobrze — a myśmy im nawarzyli, że na czterdzieści dni będzie co gasić. Jeźli się od ognia zechcą uwolnić, to wodą zniszczą miasto. Nie wiesz, Szufterle, ile tam ludzi zginęło?
Szufterle. Ośmdziesięciu trzech, powiadają. Sama prochownia sześćdziesięciu na proch roztarła.
Karol. Roller! drogośmy ciebie opłacili.
Szufterle. Ba, ba! co to znaczy? Gdyby to ludzie byli przynajmniej, ale to dzieci w powiciu,