Strona:PL Friedrich Schiller - Zbójcy.djvu/92

Ta strona została przepisana.

jeżeli tej chwili w prochu się czołgać, o łaskę i pobłażanie błagać będziesz — słuchaj tylko — surowość miłosierdziem, sprawiedliwość czułą matką ci będzie. Ona przywiera oczy na połowę zbrodni twoich i skazuje cię — pomyśl tylko — na jedyną karę koła.
Szwajcer. Czy słyszysz, kapitanie? Pozwól mi temu owczarskiemu psu gardło zasznurować, żeby mu soczek czerwony wszystkiemi wytrysnął porami!
Roller. Kapitanie! Do trzystu z piekła piorunów! kapitanie! — Jak on dolną wargę zębami zagryza! — Czy mi pozwolisz, żebym tego hultaja do góry nogami pod firmamentem zawiesił!
Szwajcer. Mnie, mnie! na kolana, na kolana upadnę — mnie pozwól na mąkę go zetrzeć! Ksiądz krzyczy.
Karol. Odstąpcie od niego: niech się ani jeden dotknąć nie waży! Do księdza wyciągając szpadę swoją. Patrz, panie kapelanie, tu stoi siedmdziesięciu dziewięciu, których ja jestem dowódcą — a żaden nie umie na znak i rozkaz uciekać, albo pod muzyką działową przebierać nogami; tam zaś stoi tysiąc siedmiuset osiwiałych pod karabinem. — Ale słuchaj, tak mówi Moor, rozbójników i podpalaczów herszt! Prawda jest istotna, żem dygnitarza zamordował, kościół Dominikanów obdarł i spalił, palne łuczywa rzucił na wasze miasto obłudne i prochownię obalił na głowy