Strona:PL Friedrich Schiller - Zbójcy.djvu/97

Ta strona została przepisana.

Popatrzcież w około, popatrzcież w około! Tego się spodziewać nie można, toby była dziecinna zarozumiałość! Łudzicie się może myślą, że jak bohaterowie zginiecie, boście widzieli radość moją na odgłos trąby wojennej? Nie wierzcie złudzeniu; Moorem z was żaden nie będzie! Wyście bezbożni złodzieje, narzędzia wielkich moich przedsięwzięć, stryczki w ręku katowskim! Złodziej nie może zginąć jak bohater. Dla złodziei życie jest dobrem jedynem, potem okropność przychodzi. Złodzieje mają prawo drżeć na widok śmierci. Słyszycie, jak brzmią ich rogi, widzicie, jak ich grożące miecze błyskają! Jakto? jeszczeście nie postanowili? Czyście szaleni! To nie do darowania! Ja za życie do wdzięczności wam nie poczuwam się, ja wstydzę się waszej ofiary!
Ksiądz w najwyższem zadziwieniu. Ja tu zmysły stracę, uciekam co prędzej! Czy kto słyszał co podobnego?
Karol. Czyż może obawa, żebym się nie przebił, i swem samobójstwem nie zniszczył warunku, który się tylko do żywego ściąga? Nie, dzieci, bojaźń to płonna. Ciskam oto swój sztylet i pistolety i tę flaszeczkę z trucizną, coby mi drogą być mogła — tak jestem nędzny, żem nawet panowanie nad życiem własnem utracił. Co! jeszcze wahanie? myślicie może, że bronić się będę, gdy mię pętać przyjdziecie? Patrzcie, do gałęzi tego dębu wiążę prawe ramię swoje — jestem bez-