Ta strona została uwierzytelniona.
— Daj pokój, moje dziecko, rzekła łagodnie odrywając ją pani Krasnołęcka; daj pokój! Dziadziowi twojemu nic nie będzie; — zemdlał tylko z przelęknienia, — zaraz przyjdzie do siebie.
Godny pan Korycki wydobył tymczasem z szafy flaszkę wody kolońskiéj i cucił omdlałego, który téż istotnie zwolna otwierał oczy. Ale widać silna miotała nim gorączka; — wnuczki nie poznał.
Dzieci pani Krasnołęckiéj niememi były widzami téj sceny; przestrach, litość i rozczulenie na przemiany na ich malowały się twarzach.
— Gdzież mieszkacie? zapytał nareszcie pan Korycki dziewczynki. Trzeba będzie Dziadka twojego zawieść do domu.
— Mieszkamy ztąd bardzo daleko, dobry Panie, odpowiedziała tonąc we łzach dziewczynka, — aż na końcu Za-