Ta strona została uwierzytelniona.
ści biednego chłopczyka. Jasio zaś przystąpił do niego i podał mu rękę.
— Nie przyjmujesz naszych podarunków, rzekł; przyjm moją przyjaźń. Widzę, że jesteś dobry i poczciwy i kocham cię; zechcesz się nauczyć czytać i pisać, póki będziesz w Warszawie, przychodź do mnie z rana i wieczorem, a ja cię będę uczył jakby własnego brata. Zgadzasz się?
— Zgadzam, zawołał uradowany Sawojard. O, będziesz panicz miał ze mnie posłusznego ucznia.
— Nie nazywaj mnie paniczem, odpowiedział Jasio. Ojciec mój zawsze powiada, że między dobremi dziećmi nie ma żadnéj różnicy.
— Musisz mieć bardzo dobrego Ojca, rzekł ośmielony już trochę chłopczyk. Ale gdzież on? wszak go nie widzę.