Ta strona została uwierzytelniona.
w oknie stojący chłopczyk istotnie miał spaść na ulicę.
— Dajcie mi linę, odezwał się łamaną francuzczyzną mały Sawojard, który dotąd niemym był widzem całéj sceny; — umiem ja wdrapywać się na skały i mury, — może biédne to dziecko ztamtąd wydobędę.
I nie wiele pytając uchwycił powróz, na którym już jeden z obawiających się tego domu lokatorów, spuścił był z okna pakę różnych sprzętów i rzeczy, a obwinąwszy się nim do koła, po gzymsach i framugach w mgnieniu oka wdrapał się do osłabionego już długą męczarnią chłopczyny. Odwiniętym powrozem opasał biodra płaczącego dziecka i powoli i ostrożnie spuścił je na ziemię. Tam zaś, z wyrazem wdzięczności ku Bogu i ku małemu oswobodzicielowi z niedoli, przyjęła kochanego syna ocucona z omdle-