Strona:PL Fryderyk Nietzsche - Ludzkie, arcyludzkie.djvu/12

Ta strona została przepisana.

wagi, ba, zuchwalstwa. Rzeczywiście, ja sam nie przypuszczam, żeby kiedyś ktoś z równie głębokim podejrzeniem patrzał w świat, i nietylko jako przypadkowy rzecznik dyabła, lecz zarówno, wyrażając się teologicznie, jako wróg i zapozywca Boga. Kto odgaduje cokolwiek ze skutków, które gnieżdżą się w każdem głębokiem podejrzeniu, cokolwiek z ziębienia i trwogi osamotnienia, na które każda bezwarunkowa odmienność wzroku skazuje tego, kto jest nią dotknięty, — ten zrozumie, jak często dla odpoczynku po sobie, jakby dla chwilowego zapomnienia o sobie, starałem się zstąpić dokądkolwiek — w jakiekolwiek uwielbienie lub wrogość, lub naukowość, lub lekkomyślność, lub głupstwo; i czemu, gdzie nie znajdowałem tego, czego potrzebowałem, musiałem sztucznie wymuszać, narabiać fałszem i poezyą (— i cóż innego robili kiedykolwiek poeci? i pocóżby była tu, na tym świecie, sztuka cała?). A czego ciągle i zawsze najkonieczniej potrzebowałem, do swojej kuracyi i ozdrowienia, to była wiara, że się nie jest na świecie tak jednym, że się nie widzi tak jedynie, — czarownego podejrzewania, pokrewieństwa i jednakowości oka i żądzy, wypoczynku w zaufaniu przyjacielskiem, ślepoty we dwoje niepodejrzliwej i bez zagadek, rozkoszowania się tem, co na pierwszym planie, powierzchnią, tem, co blizkie, najbliższe, barwą, skórą i pozorem. Być może, że w tym względzie możnaby mi zarzucić niejedną »sztukę«, niejedno subtelne fałszowanie monet: naprzykład, że przed ślepą szopenhauerowską wolą moralności z wiedzą i wolą zamknąłem oczy, w czasie, kiedym na moralność już był dość jasno widzący; tak samo, że oszukałem się na nieuleczalnej roman-