kańskim, a choćby ukołysać coraz modniejszym hymnem „międzynarodówki“. Tedy i to zmartwienie Europy nie byłoby wielkiem, gdyby, prócz niego, nie miała innych, i o ileż cięższych! Naturalnie, pod mianem ciężkiego zmartwienia nie należy rozumieć żadnych marzeń irlandzkich, hanowerskich, katalońskich, albańskich, czy wogóle polskich... Europa nad temi pytaniami przeszła dawno do porządku. Idzie tu o wypadki i zatargi smutniejsze, groźniejsze.
Oto, jak przystało na skrzętną gospodynię, Europa zatroszczyła się, aby w swych granicach zawrzeć coś do każdego gustu i to mile łechcącego podniebienie. Uznała przeto każdą formę rządu, za dobrą, dla każdej formy władzy i państwa zachowała miejsce poczesne, dla każdego wyobrażenia autorytetu postarała się o ujście. Więc, obok wskróś autonomicznych ustrojów, stworzyła pół i ćwierć autonomiczne, zachowała zupełnie samowładcze obok liberalnych i postępowych, zacofane i klerykalne obok republikańskich i bezwyznaniowych, obok mikroskopijnych gigantyczne.
Ta podniosła zasada sprawiła właśnie, że w koronie i gronostajach zasiada nie tylko Wilhelm II., ale i Mikołaj czarnogórski, którego państwo liczy mniej kóz, niż Niemcy miast, i mniej poddanych niż Bordeaux mieszkańców i, że monarchą jest równie Chrystjan duński, teść i dziadek pół tuzina dworów panujących, jak i Albert monakijski, ojciec jednej rulety.
Nie tu wszakże jest ostatnie słowo zabiegliwości Europy, nie tu wielkość jej tolerancji — a tam, gdzie się zaczyna państwo białego cara, gdzie potęga samowładztwa i obszar monarchji daje najwspanialszy obraz złotych czasów Persji, Assyrji lub Egiptu. Gdzie miljony trwają w patrjarchalnej pokorze, gdzie zasiada zresztą
Strona:PL Gąsiorowski Wacław - Królobójcy.djvu/039
Ta strona została uwierzytelniona.