Strona:PL Gąsiorowski Wacław - Królobójcy.djvu/041

Ta strona została uwierzytelniona.

nego? Czy te łagodne, a filuterne oczy, spoglądające z poza złotych binokli na, nie zawsze dyskretnie osłonięte, nóżki paryżanek, drepczące śród tłoku i błota na placu Opery, w Paryżu, czyż takie oczy mogą być oczyma wielkiego żandarma dworu, czyż same przez się nie zaprzeczają ponurej władzy barona, czyż nie obalają wszystkich plotek o panu ministrze?!
Albo te oszczerstwa, rozsiewane o książątach rosyjskich, czy nie są najpotworniejszym wymysłem i fałszem? Wszak Europa tyle razy sama się o tem przekonała!
Naprzykład, książę Aleksy Aleksandrowicz, którego tylu obrzucono posądzeniami z powodu floty, wszak to zupełnie popularny i najbezinteresowniejszy człowiek. O tej prawdzie wie lada krupier w Monaco. Wielki książę, pan, mocarz, stojący ponad prawem, bogacz, mający za sobą niewyczerpane źródła nieskończenie cierpliwej listy cywilnej, a w sali gry, w Monaco, zjawia się niepostrzeżenie, gawędzi sobie z lada damą. ach i jak dowcipnie, jak niewymuszenie, a potem rzuca paczkę tysiącfrankówek krupierowi, dając mu prawo stawiania według upodobania. W razie wygranej, krupier aż musi szukać wielkiego księcia, bo on już nawet nie pamięta, ile stawiał i czy stawiał.
I teraz wyobrazić sobie ten niegodziwy afront, wyrządzony księciu ubiegłej zimy przez publiczność rosyjską na przedstawieniu, w teatrze Michajłowskim, w Petersburgu. Na kilka minut przed podniesieniem kurtyny, w loży ukazał się wielki książę, a w sąsiedniej loży zjawiła się pani wielkoksiążęcego serca (Mme Ballette’a), osóbka bardzo piękna, lecz w o wiele piękniejszych od siebie brylantach, śród których wyróżniał się naszyjnik, opatrzony przepysznym rubinowym krzy-