nie są w stanie przeniknąć tej ściany, ale te ciemne, te grzejące, palące wskróś, ją przechodzą.
I żołnierz rosyjski, wychowany w półbarbarzyńskim rygorze mody Fryderyka, zahartowany dyscypliną knuta, batożony często, a policzkowany za lada niehumorem, trzymany na poziomie uczuć brytana nocnego, ten żołnierz, drwiący z całą głupotą z warjactwa Polaków, mrących za jakąś ich idjotyczną konstytucję, ten żołnierz zagadał.
Zagadał tak, jak zefir wieczoru letniego, niosący w swem objęciu i oddech kwiatów polnych i łzy róż i westchnienia konających jaśminów i słodycz akacyj i sosen żywiczność i łubinów łagodność i zbożnych łanów rodzajną siłę.
Zagadał o Dantonie i Maracie, o Lafayecie i Waszyngtonie, o Palafoxie i o Moreau, o Robespierze, o Ludwikach, o Wellingtonie i Blücherze, o 18 brumaire’a i o trzecim maja, o Kościuszce, o śmierci Pawła, o Tugendbundzie i o Andreasie Hofferze, o „Gwieździe wielkiego wschodu“ i o „Świątyni słońca“, o 14-tym lipca, o angielskiej charta magna, o Napoleonie, o Cambronnie… o Carnocie…
I oto, w głównej kwaterze drugiej armji rosyjskiej, tuż pod namiotem feldmarszałka Wittgensteina, dwaj bracia Murawiew, dwaj sztabowcy, gwardziści, pankowie, rzucają pierwszą myśl związku tajnego, związku dobra, związku miłości ojczyzny i miłości ludu.
Murawiewom dość było wokół się obejrzeć, dość było rzec słowo, aby cały zastęp towarzyszów znaleść. Nikt tu nikogo nie namawiał, nikt niczego nie pouczał, nikt nie apostołował. Nowy sojusznik przychodził, łączył się i, łącząc się, już jeno własne słyszał poglądy, własnych ideałów dźwięki, echa głosu własnej wiary.
Strona:PL Gąsiorowski Wacław - Królobójcy.djvu/156
Ta strona została uwierzytelniona.