ryzm policyjny Mikołaja ponosił klęskę za klęską, grom za gromem uderzał w stolicę.
Dumny despota dochodził do szału, ogłupiał do reszty złych generałów, maltretował dostojników państwa za to, że byli takimi, jakimi ich mieć chciał…
Aż w bezsilnym gniewie i pasji na hańbiące warunki pokoju — car otruł się.
Otruł się ten, o którym po dziś dzień przetrwał czterowiersz Poleżajewa:
Kogda by w miesto fonaria
Czto swietit tuskło w niepagody,
Powiesit despota — caria
To zablistał by łucz swabody.
Mikołaj I był, po Pawle I, drugim dopiero cesarzem, który nie unurzał rąk we krwi królobójstwa, a który nadto sam wolał skrócić dni swego panowania. Ale ten sam Mikołaj był rewolucjonistą i spiskowcem najzagorzalszym, bo dokonał całego szeregu zamachów na wprost przyrodzone prawa swych poddanych, bo przeszedł niewątpliwie Piotra Wielkiego w pogwałceniu ustaw i samowoli, bo nietylko zniszczył wszystkie ślady porywów Aleksandra, nietylko przywrócił panowanie ciemnoty z czasów Elżbiety i Anny, ale nadto wzniecił prześladowania religijne.
Tysiące unitów, katolików, protestantów, żydów i mahometan zapędzał nahajkami do prawosławnej cerkwi. Prawosławnym zaś pod karą „wiecznej“ katorgi nie wolno było odtąd zmieniać wyznania. Nabożeństwa prawosławne stały się nadewszystko ceremonjami opiewania chwały monarszej. Nad spowiedzią i praktykami religijnemi poddanych czuwać zaczęli żandarmi… Sprawami cerkwi rządził pułkownik lejb-gwardji…