w październiku 1879 roku. Naturalnie pierwszym krokiem przyszłego królobójcy było zaznajomienie się dokładne z planem pałacu cesarskiego i ze wszystkimi jego zwyczajami. Rzecz ta była łatwa, gdyż cesarz bawił podówczas w Liwadji, a pałac aż wrzał od samowoli i nieładu.
Chałturin ze zdumieniem przyglądał się wszystkiemu i wszelkich sił dokładał, aby we wszystkiem dostroić się do ogólnego tonu. Ton ten polegał nadewszystko na kradzieżach najbezczelniejszych i na pijaństwie. W chwili, gdy podjazdów cesarskich dzień i noc strzegła policja, gdy do komnat pałacu nie dopuszczano, dla większego bezpieczeństwa, nawet dostojników państwa, którzyby chcieli zwiedzić cesarską rezydencję — służbowe izby wrzały pijatyką, zgromadzały całe bandy kamratów. Chałturin, rad nie rad, musiał kraść i godzić się na filozofję kamerlokajów, którzy głośno usprawiedliwiali swą nieuczciwość małem wynagrodzeniem i wcale nie cesarskiem (15 rubli miesięcznie!).
Chałturin w Zimowym Dworcu, tak samo, jak już i na jachcie, miał fałszywy paszport na imię włościanina z Ołonieckiej gubernji i znakomicie rolę tę odgrywał. Dziwił się wszystkiemu tak serdecznie, że towarzysze, obyci z dworem, mieli prawdziwą satysfakcję oprowadzać go po pałacu, pokazywać bogactwa cesarskich apartamentów, pouczać o życiu w chwilach obecności cesarza i wykładać mu, w jaki sposób należy się zachować wobec dworu, jak komu odpowiadać, a jak kogo tytułować. Chałturin był… tępym i tak naiwnie prostym, iż nietylko stolarnia, ale i cała służba boki zeń zrywała i lubiła poczciwca z Ołonieckiej gubernji“.
Strona:PL Gąsiorowski Wacław - Królobójcy.djvu/234
Ta strona została uwierzytelniona.