Strona:PL Gąsiorowski Wacław - Królobójcy.djvu/237

Ta strona została uwierzytelniona.

Chemik komitetu wykonawczego (Kibalczyc) określił, że do wybuchu potrzeba było około trzech pudów dynamitu! Ilość taka była nieodzowną z uwagi, iż Chałturin nie miał możności dokonania miny, a tem samem nadania wybuchowi kierunku. Wybuch przeto potrzebował takiej siły gazów, dla której izba stolarni byłaby wyrytym w murze otworem.
Ale rewizje osobiste, którym podlegał, za każdem wydaleniem się z pałacu, Chałturin, zmuszały go do znoszenia dynamitu ledwie okruchami i za każdym razem groziły mu wykryciem, a więc szubienicą. Chałturin znosił dynamit, znosił go przez całe trzy miesiące…
Do tych udręczeń przyłączyło się i nielada cierpienie. Sąsiedztwo z dynamitem, jeżeli w zasadzie nie było nawet takiemu desperatowi, jak Chałturin, miłem i bezpiecznem, miało jeszcze i dolegliwsze konsekwencje. Dynamit, który, jak wiadomo, jest prostą mieszaniną nitrogliceryny z ciałem stałem, obojętnem (krzemionką, żwirem lub piaskiem), i jest tylko kompozycją, ułatwiającą operowanie, wybuchającą za lada dotknięciem, nitrogliceryną, posiada jej wszystkie inne własności. A więc dynamit pod poduszką Chałturina parował, wydzielał trujące gazy nitrogliceryny… Chałturin zaczął doznawać szalonych bólów głowy, a wraz z nimi ataków nerwowych. Szalone te cierpienia mogły być złagodzone jedynie pozbyciem się sąsiedztwa… Chałturin ledwie mógł wytrwać, bo nawet skarżyć się ani narzekać nie mógł, w obawie, aby go nie uznano za chorego i nie wyprawiono do szpitala.
Męczarnie Chałturina miały i swą stronę tragikomiczną. „Poczciwiec z Ołonieckiej gubernji“ stał się ulubieńcem żandarma, który z całą serdecznością kształ-