Strona:PL Gąsiorowski Wacław - Królobójcy.djvu/238

Ta strona została uwierzytelniona.

cił Chałturina i pouczał go o tem, czem są nihiliści, a nadto miał widoki dlań poważniejsze, bo zamyślał wydać za młodego a tak dobrego rzemieślnika swoją córkę. Chałturin był powolnym na te zakusy. Od czasu do czasu w stolarni wszczynano rozprawy o… nihilistach, którzy rzemieślnikom pałacowym wydawali się pół-demonami, a nawet całymi djabłami. Lecz pewnego razu jeden z nich, śmielszej natury ozwał się:
— Chciałbym kiedy takiego „nihilista“ zobaczyć — bodaj gdzie na ulicy spotkać!…
Chałturin nie mógł powstrzymać się od spokojnej uwagi:
— Tylko, jakbyś poznał, że to „nihilist“, przecież niema napisu na czole…
Stolarnia parsknęła śmiechem, a żandarm zgromił surowo poczciwca.
— Jakbyś poznał! Eh, ty wsio zabita! „Nihilista“ poczujesz! A poczujesz, to ustępuj mu z drogi, ba ani postrzeżesz, jak ci pryśnie czem niepoczciwem w same ślepie!
Takie rozmowy naturalnie jeno umacniały zaufanie do Chałturina, zresztą przyszły zięć żandarma pałacowego takiem cieszył się wzięciem, iż jemu tylko powierzano roboty w komnatach cesarskich. Roboty te prowadzono zawsze w chwilach, gdy cesarz był w danym pokoju nieobecnym. Raz jednak zdarzyło się, iż cesarz Aleksander II wrócił niespodziewanie z jakiejś wycieczki i tak szybko, że nie zdołano Chałturina wyprowadzić. Cesarz spotkał się oko w oko z Chałturinem. Ten ostatni pochylił głowę, monarcha ledwie postrzedz zdołał nędznego robaka, ani przypuszczając, aby taki robak zdolen był ważyć się na podobnie szalone przedsięwzięcie.