niebezpieczeństwo. Chałturin dynamit trzymać już musiał w swej skrzynce z rzeczami — trzypudowa ilość już się bowiem nie mogła zmieścić pod poduszką, bez zwrócenia uwagi. Poduszka więc służyła tylko za składzik podręczny, bo nieraz i dwóch i trzech dni trzeba było na upatrzenie chwili, gdy w stolarni nikogo nie było, a więc gdy dynamit z pod poduszki mógł być dołączony do dynamitu na dnie skrzynki. Skrzynka zaś już dwukrotnie była rewidowaną przez żandarmerję, i tylko dzięki poczciwo-głupiej minie, jaką umiał przybierać Chałturin, nie zrewidowano skrzynki do dna. Przeprowadzka wszakże musiałaby wykryć ciężar trzypudowy, już nie mówiąc, że udaremniłaby zamach.
Wobec tego Chałturin, zgodnie z życzeniem komitetu wykonawczego, postanowił działać natychmiast.
Dynamit miał zostać w skrzynce, która powinna była odegrać rolę kapsla… Chałturin pozostawić ją miał pod łóżkiem i jedynie zadowolnić się przysunięciem jej do ściany szczytowej. Do zapalenia dynamitu chemik, Kibalczyc, przysposobił rurki szklane, wypełnione kompozycją, mogącą płonąć bez dostępu powietrza. Kompozycję zaś w rurce miał Chałturin zapalić zapałką, zakorkować rurkę szklanym, hermetycznie przystającym korkiem i włożyć ją do skrzynki z dynamitem. Pęknięcie rurki, a więc i podpalenie dynamitu, było wyliczonem na czas, potrzebny Chałturinowi do wyjścia z pałacu.
Wykończenie tych przysposobień i postanowienie dokonania zamachu nie rozstrzygało jeszcze o możliwości zamachu, bo na to trzeba było dwóch warunków: aby monarcha znajdował się w jadalni i aby równocześnie w stolarni Chałturin nie miał świadków.
Strona:PL Gąsiorowski Wacław - Królobójcy.djvu/242
Ta strona została uwierzytelniona.