Pusty i głuchy plac naraz wypełnił się ludem. Straż ogniowa nadciągała ze wszech stron, za strażą nadbiegało wojsko.
Rozsądek nakazywał spiskowcom myśleć o odwrocie.
Żelabow powiódł Chałturina szybko do przygotowanej kryjówki. Tu twórcę wybuchu siły nagle odbiegły. Nerwy, całą mocą woli trzymane od miesięcy na uwięzi, zadygotały.
Chory, ledwie ustać na nogach mogący, Chałturin drżał teraz na samą myśl, że go w kryjówce wytropią, że go pochwycą. Dopiero, gdy Żelabow pokazał Chałturinowi naboje dynamitowe, które, stosownie do żądania tegoż, broniły przystępu i zdolne były cały dom na pył rozbić, Chałturin uspokoił się. …Żywcem nie chciał się dać pojmać[1].
Tymczasem w Zimowym Dworcu, na chwilę przed wybuchem, sala jadalna była zastawiona i gotowa na przyjęcie liczniejszych niż zwykle biesiadników, gdyż, z okazji przyjazdu Aleksandra I (Battenberga), księcia bułgarskiego, na obiad zebrała się cała rodzina cesarska łącznie z braćmi monarchy i krewnymi, obecnymi w Petersburgu. Cesarz Aleksander udał się na dworzec drogi żelaznej Warszawsko-Petersburskiej dla uroczystego powitania gościa nowoobranego na władcę Bułgarji. Grzeczność ta niepowszednia ze strony samowładcy wszechrosyjskiego tłumaczyła się tem, że książę Aleksander Battenberg był synem brata żony cesarza Aleksandra II, więc siostrzeńcem pary cesarskiej.
Najniespodziewaniej wskutek ciężkiej, bo zaśnieżonej drogi, pociąg, wiozący księcia, spóźnił się i to znacz-
- ↑ Szczegóły te spisane są ze słów Żelabowa.