Strona:PL Gąsiorowski Wacław - Królobójcy.djvu/261

Ta strona została uwierzytelniona.

nym, że nic poddanego nie broni od samowoli pierwszego lepszego gubernatora.
Efekt więc był słaby z fajerwerku łask, ukutych przez Loris-Melikowa.
Loris-Melikow atoli miał jeszcze inne w zapasie, bo tuż po tym wstępie zaprojektował Aleksandrowi II skasowanie „trzeciego oddziału kancelarji jego cesarskiej mości“.
Aleksander przeraził się „wolnodumstwem“ faworyta, i ledwie, że go w pierwszej chwili nie pozbawił władzy. Loris-Melikow umiał mężnie wytrzymać burzę i… spokojnie dowieść prostej bardzo kombinacji, że „ochrona“ zostanie, a tylko będzie się inaczej nazywała… Tu zaś idzie o usunięcie nazwy znienawidzonej przez lud. Cesarz się uspokoił i podpisał edykt, znoszący „trzeci oddział“.
Figiel ten zachwycił chwilowo ubogich duchem, bo ci, których „panowie“ z „trzeciego oddziału“ najwięcej obchodzili, ci mieli ich podawnemu tuż na karku.
Lecz Loris-Melikow, raz poszedłszy drogą ustępstw, miał w zapasie jeszcze coś, co było osią westchnień stuletnich całego ludu rosyjskiego. Loris-Melikow nosił się z zamiarem konstytucji!
Zabawna to sprawa z tą konstytucją rosyjską! Zabawniejsza jeszcze z dobremi chęciami carów, którzy drżą, aby ukochanemu ludowi konstytucja nie zaszkodziła.
Więc Piotr Wielki, dla tej pieczołowitości, zagarnął samowładztwo, a krwią dziesiątków tysięcy ludzi zniszczył cały, prastary samorząd rosyjski. A już, po Piotrze, każdy z panujących miał swobody gotowe dla ukochanego ludu za pazuchą, tylko sięgnąć po