Strona:PL Gąsiorowski Wacław - Królobójcy.djvu/267

Ta strona została uwierzytelniona.

już zawodowym agentem policyjnym, więc na Małej Sadowej każda piwnica, każdy strych, każdy lokator był strzeżonym, pilnowanym, śledzonym…
Stąd, chociaż młody kupiec artykułów spożywczych miał wszelkie cechy lojalnego poddanego, choć w sklepie jego nietylko wisiała ikona z Mikołajem cudotwórcą, ale i portret cesarza, jednak „ochrona“ natychmiast przystąpiła do zapoznania się z nowym mieszkańcem ulicy Małej Sadowej.
Rezultat dociekań „ochrony“ wypagł na korzyść Kobozewa. Młody kupiec miał papiery w porządku, a całe wnętrze sutereny znamionowało tylko człowieka, pochłoniętego niewymyślnymi zabiegami dorabiającego się handlowca.
„Ochrona“ uspokoiła się, lecz to nie znaczyło bynajmniej, aby zaniechała Kobozewa lub wykluczyła z pod opieki… O takiem zaufaniu nie mogło być mowy.
Sklep Kobozewa był w suterenie, a więc, według tajnych przepisów żandarmerji przybocznej cesarza, musiał podlegać perjodycznym rewizjom i ustawicznemu śledzeniu. Żandarmerja miała po temu doświadczenie i naukę zarówno z eksplozji w Zimowym Dworcu, jak i z podminowań na drogach żelaznych.
Kobozew poddawał się bez szemrania temu przywilejowi ulicy Małej Sadowej i jeno prosił, aby mu wiktuałów bardzo nie miętoszono przy rewizjach.
Zresztą „ochrona“ miała i pewne względy, bo, po kilku gruntownych rewizjach sklepu, zadawalniała się częściowemi.
Gdy w ten sposób Kobozew osiedlał się na Małej Sadowej — równocześnie chemik Kibalczyc założył nowe laboratorjum materjałów wybuchowych. Laboratorjum