Gdy, wtem, drzwiczki karety otworzyły się… Z karety wyszedł Aleksander II cały i nietknięty!
Rysakow zatrząsł się. Miał jeszcze sztylet i rewolwer! Ale było już zapóźno, na rękach królobójcy zacisnęły się żylaste kiście dwóch, znajdujących się w pobliżu wybuchu, marynarzy…
Pułkownik Dworzecki przypadł do cesarza, tłum zwabionych eksplozją przechodniów nadciągnął, gwizdawki policjantów podniosły alarm, kozacy rozproszeni nadbiegali.
Aleksander II, choć blado-siny z przerażenia, zwrócił się do Dworzeckiego z zapytaniem… „czy kto nie ranny“… a potem, postrzegłszy szamoczącego się Rysakowa, zagadnął go:
— Coś ty za jeden?!
Rysakow zmieszał się, ale ze służbistością i w sposób czysto rosyjski, który nadewszystko nakazuje wymienić swój stan, odparł:
— Riażskij mieszczanin, wasze imperatorskoje wieliczestwo!…
— Miłyj! — rzucił przez zęby cesarz i kazał Rysakowa aresztować.
Lecz na to zarządzenie z odpowiedzią pospieszył Hryniewiecki, który nadszedł na miejsce wybuchu i postrzegł, że bomba nie dosięgnęła tego, przeciw komu była skierowaną.
Hryniewiecki nie zawahał się ani chwili — nie dopuścił, aby go kolej ominęła i rzucił swoją bombę, rzucił ją wówczas, gdy nikt ani spodziewał się, że, w cztery minuty po pierwszym, może nastąpić zamach drugi — rzucił ją między siebie i cesarza — rzucił z odległości kilku kroków…
Tym razem posiew dynamitu wydał plon straszny.
Strona:PL Gąsiorowski Wacław - Królobójcy.djvu/284
Ta strona została uwierzytelniona.