grafji Degajewa, a nadto wszystkie miasta i wsie ozdobiła osobliwymi plakatami…
Plakaty te zaczynały się sześciu fotografjami Degajewa w różnych ubraniach i zmianach zarostu — w czapce, z gołą głową, z pełnym zarostem, z wąsami, ogolonego zupełnie i z faworytami i wąsikami. Pod temi podobiznami wielkie napisy głosiły, że ktoby wskazał na ślad zbrodniarza otrzyma pięć tysięcy rubli nagrody, a kto wykryje go i wskaże, otrzyma 10.000 rubli.
Ba, i chętnych a łakomych nagród nie brakło, ale Degajewa nie było, a wzamian za to raz po raz alarmowano żandarmerję, dostarczając jej „podobnych“ do „zbrodniarza“ biedaków, Bogu ducha winnych ludzi.
Koroną tych alarmów był jednak gorliwy urzędnik policyjny z pod Irkucka. Służbista ten i pijanica zarazem długo zbierał żądany komplet sześciu… Degajewych. Aż, we dwa lata po zabójstwie Sudejkina, zawiadomił władzę, że ma Degajewych. Władza petersburska, otrzymawszy depeszę, nie zwróciła uwagę na liczbę mnogą, rozumiejąc błąd telegraficzny, i zażądała wyprawienia Degajewa do Tomska, do dalszego rozporządzenia…
Darowanoby pewnie głupotę pijanicy, gdyby choć jeden z pół tuzina Degajewych pasował do nagrody, ale że ci biedacy nie mieli żadnego z kapitanem związku, przeto wypuszczono ich na wolność, a gorliwego urzędnika wypędzono ze służby.
I kapitan żandarmerji Degajew uszedł i raz na zawsze. Podobno, że coś we dwa lata dopiero przekonano się, iż kapitan, rok z górą po zabójstwie, mieszkał w Petersburgu i był robotnikiem w składzie
Strona:PL Gąsiorowski Wacław - Królobójcy.djvu/320
Ta strona została uwierzytelniona.