Było południe — rodzina cesarska zbierała się w wagonie stołowym na śniadanie. Kucharz z dwoma kuchcikami uwijał się, kończąc ostatnie przygotowania.
Aliści, jeden z kuchcików zachorował nagle i to tuż przed stacją Taranówka, na której pociąg cesarski miał zatrzymać się dla zmiany lokomotyw i skontrolowania osi i bandaży kołowych.
Lejb-medyk opatrzył kuchcika, skonstatowawszy i gorączkę i objawy jakiejś niezdecydowanej choroby — orzekł, iż oczywiście pociąg cesarski nie ma miejsca dla chorego kuchcika i to może chorego na jakieś zaraźliwe, a niezdeklarowane krosty i że trzeba na najbliższej stacji kuchcika zostawić…
Opinja lejb-medyka była i słuszną i naturalną i zgodną z przepisami o podróżach cesarskich.
Pociąg zatrzymał się, kuchcika wysadzono, obdzielając go środkami bądź na dokonanie podróży dalszej zwykłymi pociągami, bądź leczenie się na miejscu i, po załatwieniu się z ceremonją zmiany lokomotyw i skontrolowania kół i osi, ruszono w drogę ku Borkom.
Pociąg wpadł w tempo ośmdziesięciu kilometrów na godzinę. Dzwonek elektryczny zawiadomił kuchnię, że rodzina cesarska wraz z osobami świty zebrała się w jadalni.
W kilka sekund po dzwonku, rozległ się ogłuszający łomot i huk — piekielna eksplozja zamieniła w okamgnieniu cały pociąg cesarski w spiętrzoną gromadę złomów żelaza, poszarpanych wagonów, potrzaskanych osi, zmiażdżonych ciał ludzkich… gromadę, buchającą dymem wszczynającego się pożaru, a rozbrzmiewającą jękami skarg i wezwań na pomoc…
Zniszczenie było tak straszne, a przęsła pociągu tak rozbite, że stojące wzdłuż toru warty wojskowe były
Strona:PL Gąsiorowski Wacław - Królobójcy.djvu/323
Ta strona została uwierzytelniona.