Strona:PL Gąsiorowski Wacław - Królobójcy.djvu/330

Ta strona została uwierzytelniona.

mar, które mu i jawę zatruwały nieraz… bo, zaledwie kamerdyner dotknął z lekka monarchy a stereotypową wyrzekł formułkę, cesarz zerwał się na równe nogi i w półśnie a w półoszołomieniu kopnął kamerdynera…
Cesarz był siłaczem, atletą, kopnięcie pod brzuch… było śmiertelnem. Biedny kamerdyner runął na ziemię i stóp pana ducha wyzionął.
Monarcha głęboko odczuł i odchorował fatalny ten wypadek i uczynił co mógł dla nieboszczyka: kazał mu wystawić pomnik na liwadyjskim cmentarzu.
A „nihiliści?!“ Ci nie zasypiali sprawy, nie opuszczali rąk i knowali i szli na męczeństwo i co dnia ginęli i rodzili się co dnia…
Partja „narodnowolców“ pozornie w tym czasie znikła, jako tytuł — ale w istocie rozbiła się, rozrosła na dziesiątki komitetów, stowarzyszeń i kółek.
Policja ochrony pracowała bez wytchnienia, kazamaty więzień ledwie pomieścić mogły przestępców politycznych, ciasno było już i w katordze syberyjskiej, a ruch nie gasł, lecz wzmagał się. Ale wzmagać się musiał, bo samowładca rozmyślnie burze siał… i to bez przyczyny, bez powodu, bez żadnej uprawnionej racji stanu.
Berło rosyjskie, skupiające 40 narodów, z których kilka ledwie do szczepu słowiańskiego należy, zapragnęło wszystkie sprowadzić do jednego mianownika państwowego. Jakoż rząd rzucił się na cichych Findlandczyków, pokornych Tatarów, upartych Polaków i Litwinów, pracowitych Ormian, pogodzonych z losem Gruzinów, lojalnych Kurlandczyków i Estonów — rzucił się na zniszczenie ich tradycyj, ich wierzeń, ich przyrodzonych praw. Rządowi samowładczemu i tego jeszcze było mało — rządowi zawadzały nawet ludy