ale tysiące kwestyj palących, uderzyło o tron. Tron, pomny na „testament“, wyciągnął knut z za pasa…
Więc niesfornych studentów kazano brać w rekruty bez praw, na pięcioletnią służbę wojskową.
Radykalny ten środek zaprowadzenia porządku w uniwersytetach, pociągnął za sobą rozstrzelanie kilkunastu młodzieńców, którzy, wciśnięci przemocą do szeregów, odmówili przysięgi, a dalej wywoływał szereg demonstracyj we wszystkich miastach uniwersyteckich Rosji, demonstracyj zakończonych krwawym pogromem bezbronnego ludu pod soborem Kazańskim, w Petersburgu, przez siepaczów słynnego Klejgelsa (d. 4 marca 1901 r.).
Pogrom ten był tak wielką niegodziwością, że wywołał pamiętne wystąpienie księcia Wiaziemskiego, generała i członka rady państwa. Książę, świadek znęcania się żołdactwa, z najostrzejszem napomnieniem zwrócił się do Klejgelsa… Klejgels poskarżył się cesarzowi. — Klejgels był policjantem i żandarmem — książę Wiaziemski odebrał surową naganę.
Lud rosyjski przestał się łudzić, ale lud rosyjski miał tyle dobrej woli dla swego monarchy, tak głęboko wierzył, iż cesarz-młodzieniec nie zdolny byłby do podobnych środków, że nienawiść swą zwrócił na doradców monarszych, na tych, co stali między poddanymi a tronem.
I ta zmiana frontu miała wielkie podobno usprawiedliwienie. Bo monarcha, ten sam okrutny, nieubłagany monarcha, podpisujący najdziksze wyroki, ten sam monarcha, ilekroć bezpośrednio ktoś doń dotarł, był zawsze wyrozumiałym, zawsze przebaczającym, zawsze pełnym dobrej woli. Lud to spostrzegł, odczuł i nie wątpił teraz, że samowładca jest tylko biernem
Strona:PL Gąsiorowski Wacław - Królobójcy.djvu/361
Ta strona została uwierzytelniona.