cnie klęski zadawał ubogi, nieznany lud wyspiarzy zachińskich… I poddani białego cara całą swoją ogarnęli nędzę, całe kalectwo analfabetyzmu, całą grozę własnej ciemnoty.
Daremnie rząd silił się na sztuczne fajerwerki, mające poruszyć uczucia patrjotyzmu i godności narodowej! Daremnie chciał uderzyć w ten tam dzwon, z którego wyrwał serce.
Nic nie pomogły wywody o żółtej rasie, nic śmieszne hasła, że pułki żebraków, bosych, głodnych, sponiewieranych, nieoświeconych, są obrońcami cywilizacji europejskiej wobec azjatyckiego barbarzyństwa i nic nie pomogły obrazy, którymi cesarz błogosławił, wysyłanych na śmierć, żołnierzy.
Rosja zgrzytała zębami, lecz nie na „japońców“. — Wieści hiobowe zaczęto witać szyderstwem… I tak całą odpowiedzią stolicy Rosji na depeszę o śmierci admirała Makarowa i uratowaniu się księcia Cyryla — była uwaga, że „kat spływa a żelazo tonie“…
A królobójcy — a „nihiliści?!“ Ci znikli, zapadli się w fale szemrzących miljonów, miljonów, drżących świadomością potrzeby dokonania przewrotu, miljonów, rwących do rewolucji, miljonów, już nie błagających, nie żebrzących o ulgi i reformy — ale sięgających po nie własnemi rękoma.
Samodzierżawie ulękło się i jęło przebąkiwać raptem o nowych prądach, o racji dopuszczenia pewnych warstw do głosu w sprawach państwa. Plehwe równocześnie wzmacniał pękające łańcuchy…
Monarcha zaś obiecał pielgrzymkę odbyć do relikwji, mianowanego przez siebie, świętego Serafina, aby w ten sposób, za namową Pobiedonoscewa, wzmocnić ducha religijnego, tymczasem zaś wybierał się na Kaukaz
Strona:PL Gąsiorowski Wacław - Królobójcy.djvu/369
Ta strona została uwierzytelniona.