Czy to był wypadek? Odrzec trudno. Tyle pewnego, że nabicie armat wiwatowych ostrymi ładunkami sfery rządzące najmocniej za wypadek chciały poczytywać, czem zdradziły jeno trwogę o zachowanie pozorów…
Boć od lat kilku samodzierżawie zgoła innego nabrało obyczaju. Za Mikołaja I i Aleksandra II z całą otwartością przyznawano się do surowych wyroków, z całą szczerością opisywano niegodziwe knowania rewolucjonizmu, nie żałowano jaskrawych barw na grozę, bo grozą chciano wdrożyć poszanowanie do tronu. Od Aleksandra III taktyka się zmieniła. Zamachy stały się tajemnicą stanu, tajemnicą stanu są i wyroki polityczne i krwawe rozprawy z ludem. Dawniej raport dla nauki i przykładu liczył skrupulatnie trupy — dziś, i to już od czasów Ignatiewa, Tołstoja, Czerewina, czy poprostu Pobiedonoscewa, inteligencja autokratyzmu skupia się na przekonaniu całego świata, że Rosja jest państwem ładu, ciszy, sprawiedliwości i miłości do batiuszki.
Po „wypadku“ jordańskim“[1] nastąpił pogrom ludu robotniczego! Gwardja cesarska, pod dowództwem swego szefa, księcia Włodzimierza, a komendą księcia Wasilczykowa, odniosła bajeczne zwycięstwo na placu przed Zimowym Dworcem, nad ludem rosyjskim, ludem bezbronnym!
Książę Włodzimierz okazał tu nielada energję i nielada spryt. Ktoś inny zapobiegłby zebraniu — udaremniłby sformowanie się tłumów — stryj cesarza odważnie pozwolił się skupić „nieprzyjacielowi“ i dopiero zgotować mu pogrom.
Monarcha podczas uszedł do Carskiego sioła i tam zapadł w lesie bagnetów, ani myśląc pokazać się w stolicy, którą oddał na łaskę i niełaskę Trepowa!
- ↑ Błąd w druku; winno być "wypadku" jordańskim lub "wypadku jordańskim".