flota Rożdziestwieńskiego, boć tam Stoessel odgrywał komedję bohaterskiej obrony… Lecz telegraf działał coraz ociężałej, coraz wolniej… coraz więcej łgał aż mu już i do kłamstwa zabrakło konceptu… Bo, jak złodziejskiej intendatury i posiewu nikczemnych satrapów nie ocaliły dwa wagony „ikon“, ofiarowanych na pożegnanie jadącemu na „poskromienie“ Japończyków, Kuropatkinowi, tak i teraz, po Mugdenie, po najsromotniejszej porażce półmiljonowej armji, nastąpiła kapitulacja Portu Artura… a dalej pogrzeb marynarki rosyjskiej pod Czuszimą… i coraz groźniejsze bunty armji rosyjskiej…
Samowładztwo już nie mogło roić bodaj o zachowaniu pozorów, musiało czemprędzej iść do Canossy po pokój.
Rosja słaniała się, chwiała a warczała coraz śmielej wezwaniami do abdykacji.
Cesarz schronił się na odmianę do Peterhofu, zapadł między ciżbę kozacką i tu co dnia pił na zdrowie kozactwa, co dnia inny pułk obdarzał rublami, co dnia innemu pułkowi sprawiał libacje. Wielcy książęta uciekli za granicę i tam pocieszali się na starą modłę i zawsze za pieniądze, z tych samych płynące źródeł. No a panował Trepow, Trepow w randze wiceministra a z władzą dyktatora.
Bo choć Mikołaj, tuż po Czuszynie, wydał znów manifest, zapowiadający swą intencję nadania poddanym swobód ale i nie zapomniał o ukazie, mocą którego Trepowowi wolno było (dosłownie) zabraniać czynności nawet dozwolonych przez prawo!
I ruszyli przedstawiciele stanów do cesarza i nieomal przemocą zdobyli posłuchanie i wystawili Mikołajowi II grozę położenia.
Strona:PL Gąsiorowski Wacław - Królobójcy.djvu/379
Ta strona została uwierzytelniona.