Nawet sam wielki książę Mikołaj Mikołajewicz miał pójść za ich przykładem. Były to przecież oderwane przypadki, raczej niefortunne, nieprzyjemne dla ogółu cesarskiej rodziny, mającej wysokie pojęcie o przymiotach ludu rosyjskiego.
Po kilku tygodniach, więzienie pułkownika Romanowa jęło się nagle psuć. Zmniejszono liczbę służby, Mikołajowi II pozwalano widywać się z żoną tylko podczas spożywania posiłku, dodano mu stałą wartę, złożoną z trzech żołnierzy, która towarzyszyła mu ciągle, bez przerwy, dodano argusów i cesarzowej i księżniczkom i księciu Aleksemu, nawet lejb-medykowi, doktorowi Botkinowi.
Demagogja brała górę.
Wszechpotężny pan Kiereński sam zatroszczył się o zdetronizowanego i odwiedził „pułkownika“ w swym sołdatskim uniformie, naprawił wiele o zmienności losu i potrzebie liczenia się z opinją, ale w rezultacie, obostrzywszy reguły „więzienne“, zezwolił na… prace ogrodnicze.
Mikołaj II razem z dziećmi i ze zmniejszoną swą świtą zabrał się do przerobienia jednego ze wspaniałych trawników parkowych na ogród warzywny.
Praca w parku szła ochoczo. Księżniczki Tatjana i Anastazja ciągnęły beczkę z wodą, pomagał ex-cesarzewicz, „pułkownik“ kopał zawzięcie, pomagali wszyscy, nawet strażnicy. A cesarzowa Aleksandra w wielkim fotelu poglądała na krzątającą się gromadkę i haftowała przedziwny pas, nie wiedząc czyli zamieni go w ozdobę na stół, pod lampę, czyli może w ornat dla archimandryty czyli w kapę dla samego archireja.
Niedanem przecież było pożywać rodzinie cesarskiej z własnego warzywa, bo oto, w dniu 14 sier-
Strona:PL Gąsiorowski Wacław - Królobójcy.djvu/437
Ta strona została uwierzytelniona.