Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1001

Ta strona została przepisana.

I bez tego zbliża się okropna chwila.
Wtém zegar w la Roquête złowrogim dźwiękiem zapowiada siódmą godzinę z rana.
Potworowi z Pantinu w jego celi ogłoszono już wyrok śmierci i wezwano do ostatniego pochodu.
Więzienny duchowny ulitował się nad mordercą i usiłował przygotować go.
Ale ten potwór — ten żarłoczny tygrys, czy też był w stanie uczuć żal i pokutę?
O! jeżeli okazał taką skłonność, to zapewne była tylko udana, aby teraz jeszcze w ostatniéj chwili, u stop rusztowania szukać środka ocalenia.
Wtém ukazali clę na dziedzińcu więziennym sędziowie i urzędnicy z la Roquête.
Strażnicy wyprowadzili Traupmanna z celi na podwórze.
Za nim szła warta.
Oprawcy połączyli się ze swoją ofiara i przypatrywali się jéj wprawnym wzrokiem.
Mistrz ich już dniem pierwéj był w celi Traupmanna, nie wydając się kim jest, i oglądał jego głowę i szyję.
— Oho! zawołał morderca z Pantinu, po tém spojrzeniu poznając zamiar i urząd nieznajomego. Znamy cię ptaszku! Szkoda, że machina spełni na mnie twój obowiązek, inaczéj byłbym cię prosił, abyś dobrze trafił! Powiedz mi jednak, rzekł w godzinie śmierci nawet wesoły morderca — czy już wiele się na placu zebrało? Możesz jeszcze na mojéj głowie dobrze zarobić! Za moje włosy dobrze ci zapłacą! Nie każ więc za nadto ich podgalać!
Gdy teraz pomocnicy kata chcieli go wziąć pomiędzy siebie, towarzystwo ich nie bardzo mu się podobało.
Prosił duchownego, aby pozostał przy nim.
Lecz musiał pozwolić, aby z drugiéj strony towarzyszył mu pomocnik kata.
Na dziedzińcu dał się słyszeć dzwon więzienny.
Odźwierny otworzył bramę na plac.