Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1011

Ta strona została przepisana.

Chciano go utoczyć na ostatni pochód, mówił Fursch w swoim prawdziwie szubienicznym humorze, aby miano w nim coś do zabicia i aby Paryżanom nie popsuć widowiska tém, że przywleczono na rusztowanie na pół umarłego trupa.
Ale w głębi jego czarnéj duszy nie było mu zbyt przyjemnie, gdy się po ciasnéj celi obejrzał i przez wysokie, małe, okratowane okno spojrzał na więzienne podwórze, na którém gęsto stała straż wojskowa, a które podwójna brama oddzielała od placu.
Uciec ani podobieństwo.
Fursch jednak właściwie nie znał żadnych niepodobieństw.
Ten w zbrodniach posiwiały niegdyś kancelista, który zaczął od fałszerstwa, a potém awansował na rabusia i mordercę, nie kłopotał się nigdy o wykręt.
Tu nawet w téj ostatniéj celi, z któréj była jedna tylko droga na wystawione jak widzieliśmy rusztowanie, nie tracił Fursch nadziei, że podstępem albo siłą się ocali.
Zaiste, ten wypolerowany łotr, który w życiu swojém zgładził zapewne tylu ludzi co i Traupmann, był jednak innego rodzaju złoczyńcą niż tamten.
Gdyby nam wolno było użyć tego wyrażenia, nazwalibyśmy Furscha delikatniejszym i inteligentniejszym.
Traupmann, był to pospolity, żarłoczny zwierz. Fursch zaś był to złoczyńca par excellence! Traupman był niezręcznym mordercą ludzi, który się w ciągu kilku tygodni dostał pod gilotynę. Fursch zaś wyrafinowany, zręczny, powierzchownie wielce towarzyski i dla tego tém niebezpieczniejszy morderca, umiał zobowiązywać sobie ludzi wpływowych.
Rozmyślał teraz nad tém, jakby przy najpierwszéj sposobności pochwycić i udusić dozorcę, gdy wieczorem przyjdzie rewidować jego celę.
Wtedy możeby się dało coś zrobić.