W salonie świeciły się już kandelabry; naczelny inspektor wprowadził tam swojego gościa.
Obaj zasiedli na wysłanych aksamitem krzesłach.
Służący pana Epervier’a przyniósł wybornéj madery i pięknie rznięte kieliszki.
Widocznie okazywano baronowi wszelkie względy.
Gdy dwaj panowie, którzy jak wspomnieliśmy, zabrali z sobą znajomość w zamku Angoulême, pozostali sami w pokoju, mówili najprzód o godnych podziwienia przyjemnościach, które nastręczała hrabina Leona Ponińska.
— Ta piękna kobieta to czarodziejka! z zapałem wyznał pan d’Epervier, co barona zapewniło niewątpliwie, że ten najmniéj znaczący bywalec w zamku Leony, jest jéj najzagorzalszym wielbicielem.
— Ona jest równie piękna, jak rozsądna i niedostępna!
— Niedostępna — z ubolewaniem powtórzył pan d’Epervier; sądzę że pan masz słuszność panie, bo dawno znasz hrabinę?
— Od lat kilku zaszczyca mnie swojém zaufaniem! Dostojna ta pani doznaje wielu przeciwności.
— Widząc ją tak promieniejącą, trudno temu uwierzyć!
— Są to tajemnice, szanowny panie, najdelikatniejsze tajemnice!
— O, ta hrabina to najpiękniejsza kobieta w świecie, najwspanialsza postać, jaką kiedykolwiek widziałem! z prawdziwym zapałem zawołał rozkochany i dla silnych dam wielce czuły pan d’Epervier, którego na prawdę zawsze jeszcze zachwycająca postać pulchnéj i powabnej Leony zupełnie oczarowała, i napełnił kieliszek barona, po którym spodziewał się, że mu nastręczy sposobność bliższego widzenia się z najpożądańszą kobietą w Paryżu: — wychylmy na cześć najpiękniejszéj kobiety, panie baronie!
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1016
Ta strona została przepisana.