Nikt, bo nawet i najzaufańsi przyjaciele, nie byliby w stanie poznać w nim dumnego i znakomitego ponfnika hrabiny Ponińskiéj.
Prócz tego działo się to w porannéj godzinie, w któréj ukazywać się na ulicy ludziom takim jak baron zupełnie nie przystoi — zwłaszcza w taką pogodę i piechotą.
Von Schlewe rzeczywiście wielkie robił poświęcenie, ale zarazem miał plan, dla którego wykonania nic mu trudném nie było.
W potrzebie był to zręczny komedyant, umiejący odegrać rolę swoją aż do złudzenia. Jego tak niezwykle ranna wycieczka miała widocznie cel daleki, bo śpieszył coraz daléj nowemi ulicami i uliczkami, przeszedł Sekwanę, skręcił na rogu, śpieszył przez plac, a deszcz mglisty zmoczył go do nitki.
Nakoniec zdążył do celu wycieczki. Stał przed domem nieco odosobnionym i mającym w tyle obszerne podwórza.
Było to zabudowanie paryzkiego kata.
Baron nie wzdragał się wyszukać tego nie tak jak dawniéj wzgardzonego, ale zawsze unikanego człowieka.
Mistrzowi sprawiedliwości w dawnych czasach nie wolno było mieszkać w obrębie miasta.
Teraz jest już inaczéj! Zabudowania, przed któremi stał baron, wyglądały jak inne? były nieco odosobnione, lecz po za niemi rozciągały się jeszcze całe cyrkuły miasta.
Wszedł do domu, rozejrzał się po nim, i przez otwarte drzwi sieni postrzegł człowieka, który miał coś do czynienia z małym wózkiem nieco złowrogo wyglądającym. Deszcz zmoczył jego drzewo poczerniałe — nad nim było nakrycie, teraz otwarte, bo człowiek wymywał tę wozową skrzynkę we środku.
Von Schlewe mimowolnie nieco się wzdrygnął.
Był to wóz straconych — pomocnik kata, postać
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1023
Ta strona została przepisana.