Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1024

Ta strona została przepisana.

muskularna z zawiniętemi rękawami, mył go dla Furscha.
Teraz było ochędożnie — czyściéj niż za czasów wielkiéj rewolucyi, kiedy jednego trupa rzucano na drugi i dozwalano spływać krwi — zawsze dla nowego niemego podróżnego czyszczono powóz.
— Psi — przyjacielu! stłumionym głosem spytał von Schlewe.
Człowiek z gołemi rękami spojrzał i postrzegł obcego, stojącego we drzwiach sieni.
— Przyjacielu?! powtórzył nie bardzo zachęcająco — pan pierwszy dopiero tak mnie nazywasz! Czego pan tu szukasz?
Von Schleve nieco się przybliżył, ale wózek, może tylko w wyobraźni, tak mu niemiło zapachniał, że aż się odwrócił.
Człowiek przy wózku rozśmiał się niedelikatnie — przy robocie czarne jego włosy zwisły mu złowrogo w koło głowy, miał na sobie zmoczoną koszulę i spodnie, których czerwona wypustka świadczyła, że kiedyś służyły żołnierzowi. Nogi miał bose.
— Miałbym wam coś powiedzieć na czworo oczu! nieco tchórzowato rzekł baron von Schlewe.
— Gadajcie prędzéj mam pilną robotę! spokojnie odpowiedział pomocnik kata daléj szorując.
— Tutaj zmokniemy.
— Już zmokliśmy — cóż tam powiecie?
— Prosiłbym was bardzo o jedną grzeczność, kochany przyjacielu, naturalnie za odpowiedniém pieniężném wynagrodzeniem.
Człowiek z gołemi rękami i nogami po tych ostatnich słowach okazał się chętniejszym.
Słówko „pieniądze“ niétylko na ministrów i radców, ale na grabarzy zmarłych i na pomocników katowskich ten sam wpływ wywiera.
— Mówcie, mówcie — pójdziemy tam do sieni!