Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1026

Ta strona została przepisana.

— Ale czy wy i wasi towarzysze macie jednakową odzież? spytał von Schlewe.
— Naturalnie, zupełnie jednakową! Czekajcie, może się to da załatwić!
— Czterdzieści franków zapłacę wam chętnie i to natychmiast!
— Dam wam moje rzeczy, a na dzisiejszy wieczór pożyczę sobie innych u Henryka, bo inaczéj nie wpuszczonoby mnie do więziennego gmachu! W nocy zresztą wszystkie, koty są szare i wszystko jedno czy przy ustawieniu rusztowania któryś z nas będzie w białéj koszuli czy też w czerwonéj!
— Doskonale! Ale trzeba zachować sekret, powiedział von Schlewe, bo nie byłoby mi przyjemnie, gdyby się ktoś dowiedział, że na balu byłem w odzieży...
— Bądź pan spokojny, nie dowie się nikt ani joty! odpowiedział pomocnik kata i pobiegł przez podwórze.
Baron z zadowoleniem powiedział sobie, że bardzo dobrze i gładko załatwił sprawę.
Według przyrzeczenia mógł o południu być w la Roquête.
Człowiek z gołemi rękami wrócił wkrótce z zawiniątkiem, które w sieni rozwinął, aby pokazać Schlewemu, co dostał za pieniądze.
Była tam ciemno-czerwona koszula, a na niéj z przodu wyszyty srebrem podwójny topór, czarne aksamitne spodnie i przy nich obcisłe lśniące buty.
— Oto macie czterdzieści franków — za wszystko zapłacone?
— Ale pan rzeczy napowrót przyniesiesz?
— Wiecie, że się to często zdarza — jak mi koszulę rozedrą, albo spodnie winem zleją...
— Oho — to lepiéj dajcie od razu ośmdziesiąt franków, zawołał nieokrzesany chłop — abym w takim razie miał sobie sprawić za co nowe rzeczy! Nie wiedziałem że chcecie iść do knajpy?
Baron musiał się wiele nasłuchać.