Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1027

Ta strona została przepisana.

— Oto macie ośmdziesiąt franków — patrzcie, cztery dwudziesto-frankówki — czyście zadowoleni?
— Jakkolwiek — ale — jeżeli rzeczy będą mogły jeszcze służyć do użycia, to mi je przynieście napowrót! Ośmdziesiąt franków za grzeczność i zszarzanie, to nie za wiele!
Von Schlewe dobrze zmiarkował, że gołoręki pragnie korzystać ze sposobności — ale kontent był głównie z tego, że przyszedł do posiadania rzeczy, które więźniowi w la Roquête drzwi otworzyć miały.
— Odwiedzicie dzisiaj waszego człowieka? spytał jeszcze von Schlewe — interesująca to rzecz słyszeć coś podobnego!
— Około godziny jedenastéj wieczorem!
— A kiedy zaczyna się ustawianie rusztowania?
— Około godziny dziesiątéj!
— A kiedyż zaczyna swoją robotę machina, ten wyborny instrument nieśmiertelnego doktora Guillotin’a?
— Gdy wszystko będzie w porządku, jutro rano o godzinie siódmej!
— Muszę się przypatrzyć temu żarcikowi — wszak to dla tego osławionego Furscha ma wybić ostatnia godzina — dla tego zbiega z galer?
— Tak, dla niego! Myślę, że z tym kundmanem będziemy mieli wiele do czynienia!
— Słyszałem, że jego kompanista uciekł?
— Niestety! rzekł gołoręki, inaczéj byłoby jutro rano za człowieka dziesięć franków, a tak będzie tylko pięć!
— A widzieliście już Furscha?
— Nie, ale dzisiaj wieczorem dobrze mu się przypatrzę!
— Strzeżcie się go!
— Myślicie, że on mi coś zrobić może?
— Z takimi ludźmi nie ma co żartować!
— Jeżeli ręką ruszy, za jedném uderzeniem zabiję