go na śmierć jak wściekłego psa! rzekł srogi pomocnik kata.
— Oho, to go uwolnicie od publicznéj kary?
— Co mnie to obchodzi! — nie pierwszego to już zabitego przywlekliśmy do pani Guillotine!
— Gawęda z wami, tak jest zajmująca, że mi się wcale odejść nie chce! Ale jednak — dziękuję!
— Bawcie się dobrze na balu maskowym!
— Postaramy się — a wy na waszéj uroczystości tracenia — każdy podług gustu!
Gołoręki rozśmiał się. Von Schlewe ostrożnie swój pakunek ukrył pod płaszczem i wyszedł.
Rzecz jeszcze nie obeszła się bez trudności. Odźwierny w la Roquête nie powinien był wcale spostrzedz wprawdzie niewielkiéj objętości, ale jednak dosyć znacznego pakunku.
Baron więc wsunął się do jednego z domów, który uważał za stosowny, aby tam ułożyć i schować należycie rzeczy przeznaczone dla Furscha.
Udało mu się zwinąć czerwoną koszulę i włożyć do kieszeni płaszcza — ale aksamitne spodnie i buty kłopot mu robiły.
Musiał się spuścić na los szczęścia, i jak mógł najlepiéj utwierdził je pod szerokim płaszczem, który wciągnął na ramiona.
Pochmurna, niemiła pogoda dżdżysta sprzyjała jego dziełu.
Przybrawszy więc jak najsmutniejszą minę, ruszył w kierunku Père-Lachaise i przybył na ulicę la Roquête.
Im bardziéj zbliżał się do złowrogiego miejsca, tém nieszczęśliwiéj wyglądała twarz jego.
Nakoniec ujrzał przed sobą wolny plac i potężne więzienne gmachy.
Zapomnieliśmy przytoczyć wyżéj, że w pobliżu wielkiej bramy znajdowały się wkopane w ziemię żelazne kliny, mające służyć do przytwierdzenia gilotyny — których teraz nie używają, ponieważ umieszczone są za
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1028
Ta strona została przepisana.