w cieniu, — owiał je chłodny wiatr jesienny, w polu ciągnącém się po obu stronach szossy — topole szeleściły, co Helenkę trwożyło, a jéj towarzyszce przyjemność sprawiało, chętnie więc tego szumu i szelestu słuchała!
Nakoniec przybyły na piasczystą boczną drogę, która pomiędzy krzakami ciągnęła się aż do Sarniéj łąki, tworząc tam rozstajną drogę. Małgorzata weszła na nią bez obawy — bo któż mógł ją zaczepić lub napastować, kiedy nic nie miała! Nie myślała o swojéj piękności, o swojéj miluchnéj postaci, nie wiedziała, że posiada to oboje, i że to jéj skarb!
Z trudem szły obie dziewczyny po piasku, aż nakoniec na boku, o jakie sto kroków od drogi, dostrzegły ciemne zarysy domu, — tam się udały, — tam było ich mieszkanie.
Przybliżywszy się do niego widziałeś, że to nizka, zapadająca się chatka, z dala w pośrod nocnéj ciemności wydająca się większą. Stała ona na pagórku, — ciemne światełko błyszczało jeszcze w jéj zielono szybném oknie, znajdującém się obok grubo ociosanych drzwi.
Małgosia puka z lekka i oddaje drugi koszyk Helence — powoli zbliżają się ku drzwiom.
— To my, pani Furschowa!
— Czy już wracacie, wy szubieniczne ptaki? woła jakiś przytłumiony głos, odsuwając rygiel — czyście znowu głodne, a pieniędzy pewno nie macie!
Otworzono drzwi — ale tylko do połowy, za niém stała przeszło czterdziesto-letnia kobieta, z czarnemi jak smoła na wpół rozpuszczonemi włosami, z mocno garbatym nosem i gębą o wywróconych ustach. Na twarzy miała cechę pospolitości, ale w ciemnych, ponuro błyszczących ustach malowała się złość i chciwość. Nieco wybladła czerwonawa jedwabna suknia, pochodząca zapewne z lepszych czasów przeszłości, kiedy ta dama jeszcze miała pewną wartość u mężczyzn, otaczała jéj zsiadłą postać, a że prawdopodobnie przeszkodzono jéj
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/103
Ta strona została przepisana.