Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1035

Ta strona została przepisana.

Ogrody i domki wiejskie zimową porą i podczas mglistego deszczu smutno wyglądały. Drzewa i krzaki były pozbawione liści, trawniki posiniały i pożółkły, klomby były przezroczyste i pozapadały się.
Baron nie uważał na to. Wygodnie rozsiadł się w miękko wysłanym powozie, wysoko podniósł kołnierz płaszcza i przemyśliwał o następstwach nadchodzącéj nocy.
Wtém postrzegł, że przybył do celu, powóz zajechał w ogród przedzamkowy i w kilka sekund stanął pod gankiem.
Chociaż wiedział, że tego wieczoru nie będzie żadnego zebrania u hrabiny Ponińskiéj, jednak kilku bogato wygalowanych lokajów wyskoczyło naprzeciw niemu, aby mu otworzyć drzwiczki od powozu.
Poznali powóz barona, który zawsze miał wstęp do mieszkania hrabiny.
Von Schlewe wysiadł z powozu i rozkazał stangretowi, aby przyjechał po niego o godzinie jedenastéj.
Baron wszedł do jasno rozwidnionego przysionka i kazał kamerdynerowi hrabiny, aby go wprowadził na pokoje, w których niedawno murzyn podsłuchał jego i hrabinę.
Leona spoczywała na sofie, a Franciszka czytała jéj z książki pozłocisto oprawnej poezye Mirzy-Schaffy, Miała na sobie szeroką, ciemną aksamitną suknię — bujne, ciemne włosy jak Rzymianka spięła złotą obręczą, a pojedyncze ich loki spadały aż na szyję.
Pełne jéj rysy, ciemne żywe oko, małe delikatnie wyrzeźbione usta — nic nie wskazywało, że młodość Leony już przekwitła. Wyglądała teraz tém powabniéj.
Pełność postaci, oślepiająca delikatność skóry, tryskający iskrami blask oczu, wszystko było piękne, czarowne, tak, że ją słusznie można było nazwać królową uczt, jakie wyprawiała.
Wprawdzie w zamku jéj można było znaleźć młodsze