Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1041

Ta strona została przepisana.

— Broń Boże — o niczém nie wiem!
— Wpuściłeś go pan, tak potrzeba, aby mógł wyjść napowrót! twierdził baron, znacząco mrugając oczami.
— Czy dobrze rozumiem? więzień z la Roquête wyjdzie jako pomocnik kata?
— Tak jest, kochany panie d’Epervier, kiedy o nim mówimy, zapewne to już czyni.
— Zkądże ma odzież?
— Darowałem mu ją dzisiaj.
— Muszę podziwiać pański niegodziwy plan, panie baronie!
— Kiedy kto ma takiego sprzymierzeńca, jak ja w panu, rzecz jest łatwa i niekłoptliwa!
— Lękam się jutrzejszego dnia!
— Dajże pan pokój, kochany panie d’Epervier! albo może myślisz o trzeźwości po przebudzeniu się po przeminionéj rozkoszy? Nie obawiaj się go. Powinieneś pan téj tylko doznać przyjemności, że zamiast otrzeźwienia jeszcze większego nabędziesz pragnienia!
Dwaj panowie weszli na korytarz, rozciągający się obok salonu ogrodowego w Angoulême.
Ten zimowy ogród w czarownym zamku w swojéj okazałości i naturalności przewyższał wszystko — było to arcydzieło, które naśladowało wszystkie piękności przyrody.
Ogród salonowy znajdował się na pierwszém piętrze zamku i graniczył z pokojami hrabiny.
Był to ogromny i bajecznie piękny trephaus.
Drzewa pomarańczowe i palmy osłaniały szklane ściany, kwitnący jaśmin i liście bzu rosły na przemian między grotami i sztucznemi skałami, źródła tryskały w marmurem wykładane sadzawki. Drzewa i krzaki pyszniły się najbujniejszą zielonością, a z wierzchu padały na nie promienie światła, łagodnie przeciskające się przez szkła matowe. Posągi i fontanny błyszczały w przejściach, a zwrotnikowe rośliny nadawały temu salonowemu ogrodowi pozór jednego z wiszących ogrodów w haremach.