Siwe oczy Schlewego zezowały z rozkoszy, a miał tyle do widzenia, że nie mógł wcale dostrzedz wpływu, jaki ten widok wywarł na jego towarzyszu.
Wtém poczuł z nagła, że pan d’Epervier drżał gwałtownie, i jakby rozszalały zamierzał wcisnąć się przez otwór do ogrodowego salonu.
Chciał jak w napadzie szaleństwa objąć oślepiający posąg, którego całą nieokrytą postać mógł podziwiać — oczy jego nie mogły się nasycić patrzaniem. Epervier tracił zmysły, von Schlewe porwał go i cofnął w tył.
— Co pan chcesz czynić? poszepnął. Jak przyrzekłem, widziałeś pan najpiękniejszą kobietę na świecie!
— To szatańskie oszukaństwo... muszę się jéj dotknąć!
— Nierozsądny! Ona się nie domyśla, że my tu patrzymy.
— Choćby śmierć potém — muszę iść do niéj!
— Wszystko pan widziałeś — teraz precz! szepnął von Schlewe, całą siłą wyprowadził szalonego z niszy, a potém na korytarz.
— Jesteś pan nielitościwym, baronie!
— Jestem tylko takim, jakim być muszę — uchodźmy!
— Przynajmniéj pozwól mi pan chociaż raz jeszcze spojrzeć na najpiękniejszą kobietę!
Von Schlewe pozwolił — może dla tego, że i sam dla siebie nie skąpił tego widoku.
Jeszcze raz z zachwyconym przystąpił do otworu — jeszcze raz ujrzeli marmurowy posąg Leony — żyjący obraz wstępującéj do kąpieli Zuzanny.
Ale teraz ten widok trwał bardzo krótko.
Hrabina pokazała uczennicy plastyczną postawę — i znowu zarzuciła na siebie okrycie.
Baron uprowadził za sobą pana d’Epervier — oczekiwał w swojém mieszkaniu znaku, krótkich odwiedzin Furscha, aby wiedział, że więźniowi z la Roquête powiodła się ucieczka — zatém bardzo się śpieszył.
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1044
Ta strona została przepisana.