butelki i szklanki, świece i wszystko co było przeznaczone dla więźnia z la Roquête.
Fursch uśmiechnął się — dozorcy z gotowością wykonali rozkaz.
— Nie trudźcie się na darmo, dzieci, pomruknął prawie swobodnie i dobrodusznie — szklaneczka wina bardzoby mi się wprawdzie przydała, ale wy sobie za nią drogo zapłacić każecie — za godzinę na mieście taniéj zapłacę!
Fursch prędko zdjął bluzę i spodnie i wsunął się w czerwoną koszulę i spodnie, przy których wisiały boty; wprawdzie były one na niego trochę za wielkie, ale to nic nie szkodziło.
Pomocnik kata nie zapomniał także dołączyć swego ciemnego, kalabryjskiego kapelusza, może dla tego, iż wszystko było razem zwiniętę i zachowane.
Fursch nacisnął go mocno na czoło.
Jedno mu jeszcze zawadzało: jego rudawo-siwa broda, która go łatwo zdradzić mogła.
Ale złoczyńca tyle wyrafinowany co Fursch, nie zna nigdy kłopotu. Otworzył latarnię, umaczał palce w oleju i ufarbował je na czarno w żelaznym piecu swojéj celi. Tą szczególną farbą wytarł brodę doskonale i wkrótce zrobił ją wybornie czarną.
Klucz trzyma! na pogotowiu...
Słyszał — że na korytarzu biegano tu i tam.
Zegar więzienny wybił godzinę dziesiątą.
Ale Fursch chciał nieco zażartować z panów, którzy się ukażą o jedenastéj.
Wyciągnął słomę z łóżka, wypchał nią swoje spodnie i bluzę, które zdjął z siebie i tę słomianą lalkę starannie ułożył tam, gdzie sam tak długo spoczywał.
Z nie bardzo czystego ręcznika w celi zrobił coś na — kształt głowy i po nad bluzą wcisnął między słomiane poduszki.
Jeżeliby kto wszedł lub zajrzał przez otwór, musiałby lalkę wziąć za niego.
Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1062
Ta strona została przepisana.