Strona:PL G Füllborn Tajemnice stolicy świata.djvu/1064

Ta strona została przepisana.

Dozorca brząknął kluczami i otworzył drzwi.
— To przeklęcie chytra bestya! pomruknął Fursch, wychodząc na korytarz i pokazując w celę.
— Wkrótce położycie koniec téj chytrości! odpowiedział dozorca.
Fursch kiwnął głową i przeszedł korytarzem obok drugiego dozorcy, a potém ze stopni schodów na dół.
Jednakże postradał nieco odwagi.
Gdy stanął na połowie schodów, usłyszał na dole silne pukanie.
Gdyby teraz wszedł prawdziwy pomocnik kata! Stanął i udał, że coś ze spodni strzepuje.
Odźwierny wyszedł ze swojéj izby i prędko otworzył drzwi dziedzińca.
Fursch spostrzegł, że na dole są sędziowie i duchowny.
— Przeklęctwo! mruknął, teraz sam czas!
Pewnym krokiem przebył resztę schodów i przeszedł obok czarnych panów, życząc im dobrego wieczoru.
— Wypuśćcie mnie! zawołał potém na odźwiernego Fursch grubym, szorstkim głosem, gdy sędziowie i duchowny szli na schody: to nie wy!
— Zawsze powiadam wy, chyba że z djabłem musicie mieć stosunki! żartował odźwierny.
— No, tym razem rzecz odbyła się bardzo naturalnie, prędko odparł Fursch, bo mu śpieszno było; pan d’Epervier wpuścił mnie własnoręcznie, gdy o godzinie dziesiątéj wyjeżdżał przez bramę od ulicy la Roquête!
— Tak — ha, pan naczelny inspektor może sobie pozwalać takich wyjątków! mniemał odźwierny otwierając ciężkie drzwi, bo wiedział, że o godzinie dziesiątéj pan d’Epervier rzeczywiście tam wsiadł do powozu.
Fursch szczęśliwie dostał się na podwórze — teraz więc szybko zdążał ku ostatniéj przeszkodzie.
Odźwierny otworzył mu także wielkie, bezpieczne drzwi, prowadzące na plac.